Kiedy rzuciłam kości i wybrałam przepaść, światła wielkiego miasta nie płakały po mnie, domy się nie słaniały, nie zatrzęsły bruki. Ludzie myli naczynia, a mrówki biegały po swoich cukrem wysypanych ścieżkach.
Składałem ci wizyty, Okrutnie niezdobytej, Nerwowo, gorączkowo Bredziłem chorą mową, Wierszami cię męczyłem, Łamałem każde słowo, Do krwi je w zębach gryzłem,