Ze zdumieniem przeczytałam, że A. Macierewicz nie zgadza się z obostrzeniami wprowadzonym przez rząd w związku z panującą epidemią koronowirusa:
"Zakaz gromadzenia się na Mszy św. więcej niż 5 osób jest nieroztropny":
"Gdy patrzę na to, co się dzieje w sklepach (…), gdzie czasami są obecne setki osób w jednym momencie, gdy widzę różne inne zbiorowe zachowania, to zastanawiam się: w bazylice krakowskiej na Mszy ma być 5 osób? To w kościele Świętego Krzyża w Warszawie czy w katedrze warszawskiej na Mszy ma być 5 osób? To jest naprawdę nierozsądna decyzja".
Czytam i oczom nie wierzę. Człowiek, który ze wszystkich sił powinien wspierać ministra Szumowskiego w decydującej fazie wojny z koronawirusem.... co robi?...
apeluje :
"Raz jeszcze apeluję do pana ministra zdrowia, żeby zmienił w swoim rozporządzeniu ten zapis. Jest to apel także do Państwa, bo musimy mówić głośno o tym, że wiara i jej praktykowanie w tych trudnych czasach jest konieczne. Oczywiście przy zagwarantowaniu wszystkich przepisów, które chronią nasze bezpieczeństwo zdrowotne, przy zachowaniu epidemiologicznych obowiązków, ale nie przy zamknięciu kościołów, nie przy wyrzuceniu nas z kościoła".
Swoją wypowiedzią wprowadza Pan niepotrzebny ferment, bo najważniejsze w tej chwili są jasne, konkretne komunikaty przekazywane przez prezydenta, rząd i ministra zdrowia.
A z nimi nawet Panu NIE WOLNO dyskutować.
Odbieram Pańską wypowiedź jako WYCHODZENIE PRZED SZEREG.
Jako były minister obrony narodowej wie Pan doskonale, co to znaczy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz