Sennik egipski.
Na ciemnej, dębowej etażerce mojej babci zawsze leżała mocno sfatygowana, z pożółkłymi kartkami, książka. Chyba przeszła przez niejedne ręce. Babcia nie pozwalała mi jej dotykać, bo i po co? I tak nie potrafiłabym przeczytać.
Pamiętam tylko, że odwiedzający ją we śnie nieżyjący dziadek, zawsze był ostrzeżeniem. To znak, że może zdarzyć się coś złego. Święcie wierzyłam wtedy, że dziadek w niebiesiech czuwa nad nami, a babcia wszystkie od niego odbiera sygnały.
Racjonalnie.
Kiedy nauczyłam się już czytać i stałam się racjonalnie myślącą kobietą, zapomniałam o egipskim senniku mojej babci. Życie toczyło się szybko, a ilość pracy powodowała u mnie tak głęboki sen, że rano nie pamiętałam, czy w ogóle coś mi się śniło.
Wybierając się w kolejną służbową podróż, tym razem ze wzmocnionymi siłami - z koleżanką- miałam nadzieję na szybkie załatwienie sprawy i tym samym szybki powrót do domu. Jakże się myliłam...
Magda.
Magda trajkotała całą drogę. To jej trajkotanie polubiłam potem tak skutecznie, że stała się moją najlepszą przyjaciółką. Ale to było potem. Teraz byłam na nią zła, bo przez to jej trajkotanie nie udawało mi się pozbierać myśli. A poprzedniego dnia za mało czasu miałam, by przygotować się do ważnego spotkania.
Gdy na miejscu już wysiadałyśmy z samochodu, Magda- jakby od niechcenia- rzuciła tekst:
- Wiesz, w drodze powrotnej zahaczymy o jedno miejsce. Umówiłam nas z tarocistą....
Stanęłam jak wryta i oczy chyba zrobiły mi się nadmiernie okrągłe, bo dorzuciła:
-Ale nie martw się ... nadrobimy tylko jakieś 20 kilometrów...
Magiczny pokój.
Drzwi zadbanego domku z ogrodem otworzył przystojny pan z wąsami. Na pierwszy ogień Magda wypchnęła oczywiście mnie. Weszłam do zaciemnionego pokoju, gdzie pachniało magią, a meble i różne bibeloty przy migotliwym świetle świec przyprawiały o dreszcze strachu.
-Niech będzie tarot na życie... a co mi tam...
Mówił spokojnie. To ja co jakiś czas przerywałam.
-Co??? ... Niemożliwe... Niemożliwe.. To- nie-moż-li-we...!
Gdy późnym wieczorem dotarłam do domu, jeszcze byłam pod wrażeniem pana M. Sprytnie sobie wymyśliłam -żeby o niczym nie zapomnieć - wszystko zapiszę. A po latach (wszak to tarot był na całe życie) pojadę do niego i powiem, co sądzę o takich bredniach.
Minęły lata...
Nie pojechałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz