3 kwietnia 2019

Nie ma dla ciebie "zmiłuj"...

Zastanawiałam się długo nad tytułem  tego posta i tezą, którą chcę w nim postawić. Nic odkrywczego  nie napiszę, ponieważ powstało tysiące artykułów na ten temat. Mogę jedynie do nich dorzucić kilka swoich emocji. A moje emocje podpowiadają mi taką tezę:  Idiota pędzi po śmierć. Jeśli pędzi po śmierć swoją: jego wybór- jego sprawa. Jeśli pędzi po śmierć cudzą- nie ma dla niego "zmiłuj".

            -----------------------------------
        Trzymam się kierownicy.
Wiem, że czeka mnie długa jazda siódemką, z wąskimi jeszcze gardłami w miasteczkach  i pracami drogowymi, których skutkiem są korki przyprawiające kierowców o mdłości. Najdłuższy bywa ten w okolicach Chęcin. Jednak uzbrojona w zapas  czasu i dobry humor  wyruszam z Krakowa.  Sam wyjazd z miasta nie zabiera mi dużo czasu. Dziś startuję z okolic Żabińca, a więc jestem już prawie na wylocie- w kierunku Warszawy. I fajnie. Słonko świeci, będzie dobry dzień.
Minęłam Słomniki. Jadę szybko, tam gdzie wolno. Nie jestem kolekcjonerką karnych punktów, które chętnie rozdają poukrywani  przy tej drodze policjanci.
Nawet nie zdołał zepsuć  mi humoru  tirowiec, który kilkanaście kilometrów "siedział na ogonie"  mojego auta. Mógł wyprzedzić, ale po co? Taka zabawa, urozmaicenie wielogodzinnej jazdy, która usypia mózg i myślenie. Bo wystarczyłoby moje  nawet lekkie hamowanie z powodu, np.przebiegającego zająca, a przy tej prędkości zmiótłby mnie z powierzchni drogi. Kiedy wreszcie mnie wyprzedzał, pomyślałam:
 -A jedź, idioto!

                         Ostro w dół.

 Trochę poezji w muzyce i głos Michała Bajora całkiem mnie uspokoił.  Zastanawiałam się, czy nie wpaść na jakąś kawkę do mojego ulubionego baru w Książu Wielkim, bo pobudka grubo przed szóstą zaczęła dawać mi się we znaki. Pomyślę jeszcze. W lusterku zobaczyłam z daleka nadjeżdżający samochód. Zbliżał się bardzo szybko.  Przede mną podwójna ciągła i ostry zakręt w lewo mocno zjeżdżającej w dół drogi. Nie wierzyłam, że nie zacznie hamować. Nie hamował. Naprzeciwko spostrzegłam  podjeżdżającego pod górę busa. Rzut oka na prawo: pobocze- bez rowu...
 Kiedy mijaliśmy się w trójkę, moje hamujące koła mocno ryły w żwirze i prosiłam wszystkich świętych, by mnie nie zarzuciło na drogę....
Nie zarzuciło.
Idiota nawet się nie zatrzymał. Jak gdyby nigdy nic, pojechał dalej. 

                        Płomyczek.

Kiedy w mieszkaniu zaczynałam już zapominać o atrakcjach uroczego dnia spędzonego na drodze w towarzystwie idiotów, spojrzałam przez okno. Długa i ruchliwa  ulica. Dwie szkoły, potem Lidl. Barierki i wyznaczone przejścia.  3km prostej jezdni. Jest się gdzie rozpędzić.
 Przy małym, rachitycznym drzewku rosnącym niedaleko przejścia dla pieszych- mały płomyczek.
 To znicz. Ktoś tu go zapala od ponad dwóch lat...
          ---------------------------------
Zbliżał się  wigilijny wieczór, mieszałam coś w garnku...
Huk...trzask  i cisza....  Za oknem na przejściu...siatka z rozrzuconymi zakupami. Zbiegowisko ludzi...  potem krzyk i szloch....
-Jezu... co ja zrobiłem!!!! ... 
 Boże.... ja go nie widziałem....!!!! 
 Jezu... Jezu ...co ja zrobiłem...
 Co ja zrobiłem....!!!
                                                         

                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz