Co mnie do nich skłoniło? Artykuł zamieszczony w tygodniku "Gazeta Warszawska".
Tekst lekki, łatwy i przyjemny.
Taki, który potrafi rozbawić i rozśmieszyć.
Perełek o kandydatach do prezydenckiego fotela pojawia się ostatnio w sieci, telewizji i prasie bez liku, ale nie wszystkie trafiają tak celnie w punkt, jak ten o Szymonie Hołowni.
Tytułem krótkiego wstępu: pamiętacie "Fircyka w zalotach" Franciszka Zabłockiego?
Komedię, w której wyśmiany został człek pusty i bezrefleksyjny, ślepo naśladujący francuską modę i tenże styl życia?
Bywalec salonów głośno krytykował rodzime zacofanie, a podczas pobytu u swojego przyjaciela na wsi postanowił uwieść i poślubić "ciepłą wdówkę".
Długo szukałam w jego programie wyborczym nowatorskich rozwiązań, czegoś, o czym jeszcze nie wiedziałam, o czym nie słyszałam- myśli na miarę "męża stanu", gotowego swoim zaangażowaniem w rozwój kraju porwać miliony...
I co? I nic...
Za to znalazłam coś bardziej interesującego :
"Szymon Hołownia wyjaśnia, dlaczego startuje w wyborach:
-Nie mogę już na to patrzeć". (onet.pl)
Na co? Domyślam się, że na tysiąc sposobów odmieniany i pokazywany w TVN: "PiS" .
Dziś obiegła media nowa wiadomość: Hołownia zmienia zdanie w sprawie pigułki "dzień po":
-Czego oczekujecie od kandydata na prezydenta, że bez rozmowy z zainteresowanymi, będzie miał precyzyjnie wyrobiony pogląd na temat dostępności antykoncepcji "dzień po"?- pytał w wywiadzie dla Onetu.
A ja pytam- Czego Pan się spodziewał, Panie Hołownia.... dodatkowego czasu na wyrobienie sobie poglądów?
I nie tylko w tej sprawie, ale w kilku innych?
Ale do rzeczy wreszcie, czyli do peruki i do wspomnianego na początku tekstu "Gazety Warszawskiej", którego fragment pozwolę sobie teraz przytoczyć :
"Szymon Hołownia jest jednak głupszy od Tomasza Lisa. Tenże Lis przymierzał się kiedyś do startu w wyborach prezydenckich, uwierzył, że ma w nich szansę na sukces. Jednak kiedy przyszło co do czego, przekalkulował i zrezygnował, aby uniknąć kompromitujących „wcirów”. Hołownia uwierzył i wierzy tak mocno, że startuje. A potem boleśnie wyrżnie głową o… urnę wyborczą.
Być może Szymon Hołownia chciałby powtórzyć fenomen Wołodymyra Zełenskiego – komika, który został prezydentem. Jednak Polska to nie Ukraina. Być może istnieje jakieś podobieństwo w „zmęczeniu” społeczeństw obu krajów klasą polityczną, tyle, że na Ukrainie było to zmęczenie i rozczarowanie totalne, w Polsce natomiast są politycy cieszący się dużym, co najmniej 60-procentowym zaufaniem społecznym. Na samym szczycie tego pozytywnego rankingu znajduje się zaś… urzędujący prezydent Andrzej Duda.
Przy nim Hołownia wydaje się ledwie fircykiem w zalotach (do elektoratu)".
No cóż... upudrowany i w peruce?
Nie.... to nie mój typ :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz