6 kwietnia 2019

Byłam cyganką.

Byłam cyganką- to pewne :)). Jeśli miałam poprzednie jakieś wcielenie, to na pewno było właśnie takie. Musiało mi się ono bardzo podobać, skoro w kolejnym nie potrafię  wiele zmienić i  tam mnie ciągnie, skąd wszyscy dziś uciekają.

      Co to właściwie jest to cygańskie życie?
 To takie nastawienie do swojego istnienia, w którym nie odczuwa się w przykry sposób prawa grawitacji. To taki lot, w którym akceptujemy odpoczynek na każdym- mniejszym czy większym- szczycie. Życie w permanentnej wolności. Bez nakazów, zakazów, założonego 10 lat wcześniej celu, kalendarza, planu pięcioletniego, pisania i codziennego czytania (na głos) tego co muszę zrobić, bez wygranej walki stoczonej ze sobą (bo mi się czegoś tam nie chciało), bez wieszania- wszędzie gdzie się da- inspirujących cytatów mądrych ludzi, które prostą drogą doprowadzą mnie do pierwszego miliona.
Moje życie jest BEZ. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nigdy nie wiedziałam, jaka chcę być. To wiedziałam zawsze i taka właśnie jestem. Reszty nie planowałam. Dlaczego? Bo już nastolatką będąc wiedziałam, że ŻYCIA NIE DA SIĘ ZAPLANOWAĆ. Nie pomoże najbardziej precyzyjny  "Mój plan" i rozkładanie go na czynniki pierwsze, ponieważ życie pisze swoje-zaskakujące nieraz- scenariusze. Im wcześniej uda się przyswoić tę prawdę, tym łatwiejsza i prostsza nasza egzystencja. Tym więcej wolności w nas.
                                   Nie kuś losu... 
Na jakimś kobiecym blogu przeczytałam: zaplanuj swoje życie, jeśli tego nie zrobisz -zrobią to za ciebie inni. W odpowiedzi mogłabym przytoczyć  dziesiątki zaplanowanych "biografii", skupię się tylko na jednej.
Panią Krystynę poznałam podczas jednego ze swoich wyjazdów. Kobieta już dawno przekroczyła  siedemdziesiątkę, ale jej twarz nadal pozostaje na swój sposób piękna. Kiedyś musiała być śliczną dziewczyną. Przyjechała na Śląsk spod Rzeszowa. Plan był taki: skończy jakąś szkołę, która da jej zawód i dobrą pracę, wyjdzie za mąż, urodzi syna, kupi domek z ogródkiem warzywnym i będzie wreszcie szczęśliwa. Plan działał. Krysia była cenioną laborantką, mąż świetnie zarabiającym górnikiem, syn pociechą całej rodziny, a dom pod Jaworznem oczkiem w głowie. Ale przecież nic nie może wiecznie trwać. Wkrótce wypadek w kopalni zabrał jej męża. Syna musiała wychować sama. Wyjechał z kumplem do Niemiec i po wakacjach już nie wrócił. A ukochany dom jest teraz ciężarem. Krysia  mówi- Życie uczy pokory. Nie kuś losu....
                            Z wiatrem...
Kto przy gitarze w ciemnej kniei  zawodził tęsknie  przy ognisku  " ....My cyganie...co pędzimy z wiatrem..." ...ten wie... Jest to pieśń wolności i jedności z naturą.


Tej wolności Romowie pozbawieni zostali dawno temu, gdy narzucono im obcy styl życia, "udomowiono" ich i posłano do szkół. To, co zostało  z ich świata, widzimy już tylko na festiwalach albo wystawach (muzeum tarnowskie).
Tak się czasem zastanawiam, co z NAS zostanie, kiedy zaczniemy traktować swoje życie jak zadanie do wykonania?  Zadanie z dawno ustalonym planem? Na  którym sami poukładaliśmy kamienie milowe- pierwszy dom, pierwsze dziecko, pierwszy milion?
     Czy pod koniec będziemy pamiętali jeszcze o tym, jacy chcieliśmy być?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz